Spotkanie bylo od godziny 11 do 15.30. W pierwszej części opowiadał pan pracujący w klinice w Porsgrunn o między innymi co to jest ivf, kto wykonał pierwsze ivf i ogólnie pełno nazwisk, które szczerze mówiąc do niczego mi nie potrzebne. Później opowiadał co można a czego nie w Norwegii, i o tym co chcą zmienić, głównie chodziło o możliwość zapłodnienia z komórką dawczyni.
Twierdził również, że in vitro nie ma skutków ubocznych, które możemy odczuć po latach, tak samo jak i nie jest przyczyną raka np. jajników.
Kolejną osobą, która wystąpiła była #Mari z #Medicus, którą poznałam w październiku na spotkaniu z ønskebarn. Mówiła o tym samym co ostatnio, czyli o zdrowiu psychicznym podczas całego procesu. Szkoda, myślałam że będzie coś nowego, chociaż Mari jest świetna i naprawdę warto jej posłuchać.
Na koniec wystąpiła kobieta, która ma córkę dzięki dawczyni i dawcy. Opowiadała jak to wygląda, na co zwracać uwagę wybierając klinikę, sama wybrała klinikę w Pradze. Mówiła dużo o aspekcie etycznym, o tym czy dziecko powinno wiedzieć kim są jego genetyczni rodzice.
Ogólnie miłe spotkanie, za wiele nas nie było.
Miałam chwilę żeby prywatnie porozmawiać z Mari o tym co mnie najbardziej zastanawia. Mianowicie o życiu po transferze aż do testu. Lekarze mówią żeby żyć normalnie, natomiast niektórzy twierdzą (szczególnie w Polsce) , że po transferze należy odpoczywać, odpuścić treningi na kilka dni, odstawić kawę itp. Mari twierdzi, że takie rzeczy nie mają wpływu na winik testu, gdyż komórka jest już zaplodniona i nic nie ma na nią wpływu po transferze. Tak samo jak nie ma możliwości , żeby np. wypadł zarodek podczas biegania.
Warto było pójść, takie spotkania podnoszą na duchu.