Dziś na szczęście czuje się lepiej. Brzuch jeszcze boli, ale obylam się póki co bez paracetamolu.
Staram się myślec pozytywnie. Oglądam tego zarodka co 5 minut. Wcześniej myślałam że super że dają zdjęcie, teraz jestem innego zdania… To psychiczny terror.
Dziś stwierdziłam że ten zarodek wcale nie jest taki zły. Fragmentacji dużej nie widać, ale nie jest taki “czysty” jak te znalezione w Google.
Utkwily mi słowa pielęgniarki : nie mówili byśmy że jest ładny, jeśli by nie był. I to jest cała moja nadzieja.
Z tego całego procesu najgorsze są właśnie te 2 tygodnie. Psychiczny terror. Jednego dnia jest się pełnym nadziei że się uda, a na drugi dzień wręcz przeciwnie….
Chcę myśleć pozytywnie. Ale to takie trudne po tylu porażkach….
2 kommentarer
Wlasnie przeczytalam calego Twojego bloga.. sciska mnie w zoladku, jak czytam przez ile juz przeszlas i ile masz woli walki!
Ja jestem wlasnie po 1 przerwanej probie, bo ryzyko hiperstymulacji jest za duze i bedzie mrozenie, jesli oczywiscie z 11 zaplodnionych jajeczek cos sie rozwinie…
Jakie to jest dziwne uczucie, kiedy po kilku latach staran, wreszcie uda sie ‘zalapac’ na ivf i ma sie taka wielka nadzieje, ze to juz, juz teraz.. i wtedy jak obuchem w twarz. Naprawde Cie podziwiam, ze dajesz rade, i ciagle szukasz nowych rozwiazan!
Trzymam kciuki najmocniej jak moge, ze wlasnie to tym razem to bylo Twoje gullegg 🙂
Niestety, nie jest to takie łatwe jak się wydaje…
Tobie również życzę powodzenia, i żeby to podejście było ostatnim!