Wyniki z krwi i bye bye Riks

Tak jak się spodziewałam– ciąży nie ma. 

Jestem w szoku po rozmowie z pielęgniarka, która podczas całej rozmowy była bardzo nie mila. Jeszcze bardziej mnie utwierdzila w tym, że pora się pożegnać z #Rikshospitalet. 

Zapytałam jaki mają dla mnie plan. Więc – te same leki co ostatnio…. Gdy zapytałam dlaczego nie spray i długi protokół skoro mam endometrioze, pielęgniarka tylko się zezloscila i powiedziała, że plan dla mnie już jest napisany dawno i nie będą nic zmieniać. Plan kolejny był już napisany podczas ostatniej próby. Czyli już z góry zakładali że się nie uda. Więc po co zrobili transfer? Żeby pozbyć się mnie szybciej?, Powiedziałam jej więc, że chce rozmowę z lekarzem, ale w odpowiedzi usłyszałam że nie mają wolnych terminów bo mają dużo pacjentów… 

Na końcu sama przyznała, że nie wiedzą co z moim przypadkiem zrobić. 

Więc powiedziałam że zapewne zrezygnujemy i wybierzemy prywatnie, wtedy uniosła głos i powiedziała że mogę zaczynać leki kiedy dostanę kolejny okres….. 

Tylko że tu nie chodzi o czas tylko rezultat …. Jestem w szoku po tej rozmowie, ale przynajmniej 100% pewna że do Riks więcej nie wrócę. 

Dzwoniłam dziś do fastlege żeby zrobić badania krwi przed kolejnym podejściem, ale raczej na wyniki będa miały wpływ hormony które teraz brałam więc muszę zaczekać do następnego okresu (niektóre z badań muszą być zrobione w 2 albo 3 dniu cyklu).

Nie wytrzymalam

Nie wytrzymalam i zrobiłam rano test. A nawet 2. I tak jak się spodziewałam oba negatywne. 

Została mi jeszcze jedna próba w Riks ale nie chcę tam wracać. Znalazłam klinikę w Danii, która mi najbardziej odpowiada  chociaż nie było łatwo bo jest tego trochę. Najprawdopodobniej zdecydujemy się na klinikę Maigaard w Aarhus.

Wszystko pod kontrolą

 

dav

Jak zwykle ten sam schemat. Rano pobieranie krwi, kilka godzin później wizyta. 

Trafiłam na murzynke która miałam często przy pierwszym podejściu. Poświęciła mi nawet sporo czasu w przeciwieństwie do innych lekarzy. 

Jajniki już nie są takie duże, ale wychodzi na to że mam jeden duży pęcherzyk który za pewne był za mały przy punkcji, lub został ominięty. Dlatego mnie może pobolewać. Ale jest lepiej, normalnie się ruszam, tylko rano i na wieczór czuję ten jeden jajnik. W każdym bądź razie nic poważnego. 

24.09 badanie krwi żeby potwierdzić lub wykluczyć ciąże  ale pewnie zrobię już w weekend w domu test jeśli wytrzymam aż do weekendu… 

Wizyta odnośnie jajników

Znowu ten sam lekarz co robił mi punkcje i transfer. 

Jajniki powiększone dość mocno, mam nic nie robić tylko leżeć i uważać na siebie. Zwolnienie na cały następny tydzień. 

Musiałam zrobić badanie krwi, koleje badanie i wizyta we wtorek. 

cof

Nå pytanie czy powinnam zrobic dłuższą przerwę przed kolejnym podejściem nie uzyskałam odpowiedzi  tak samo czy ten powiększony jajnik jest jakimś zagrożeniem i czy to ma coś wspólnego z cystami na tym lewym bolacym jajniku też nie. 

Jedyne co mądrego powiedział  to bylo to, że ullevål musi mnie przyjąć jak dzwonie i mówię że coś złego się dzieje. Musi i tyle. 

 

Tak jak się spodziewałam

Moje 2 zarodki nie rozwinęły się do blasto. Spodziewałam się tego.

Od wczoraj mam bardzo silny ból w okolicach lewego jajnika. Cała noc się meczylam ,więc od razu rano zadzwoniłam do Ullevål. Kilka numerów, nie da się dodzwonić a jak już to kazali dzwonić do Riks (gdzie otwierają dopiero o 12 i się czeka godzinami). Dziwne, po punkcji mówią żeby dzwonić na Ullevål jeśli się coś dzieje.. Ehhh ta Norwegia…..

 

Edit: odzwonila pielęgniarka z Riks, niestety nie mają czasu dziś ale jutro mam się stawić o 11.30. Jeśli będzie gorzej to jechać po 3 na Ullevål albo legevakt .. A póki co paracet.. .. 

2 na pokładzie

Już po transferze. Ten sam Lekarz który robił punkcje. Tym razem było bezboleśnie. 

Kilka jajeczek które podano było nie dojrzałych więc dlatego tylko 4 się zaplodnily.

Odnośnie jakości tych które dostałam – lekarz stwierdził, że są ładne, ale mają fragmentacje. Nie dowiedziałam się ile. Ale uważa, że to nic nie znaczy i szanse są duże. 

2 trzymają do stadium blastocysty  będą dzwonić za kilka dni i zobaczymy czy przetrwają i uda się zamrozić. 

Teraz 2 długie tygodnie czekania.. 

cof

A jednak!

A jednak dziś będzie transfer. I to do tego 2 zarodków, tak jak wczoraj proponowałam pani z laboratorium. 2 pozostałe będą hodować do blastocysty.

Wydaje mi się, że to najlepsze rozwiązanie. Może się przyjmą w macicy podane 2 dnia, a może rozwiną się z tych drugich blastocysty które nadadzą się do zamrożenia.

Tak więc o 13.30 mam się stawić w #Rikshospitalet  

Telefon z rana

Dzwonili z laboratorium. Jajeczek było 11, 4 z nich się zaplodniło… Niewiele .. Mam nadzieję, że są za to dobrej jakości..

Co do transferu: chcą znowu czekać do 5 doby. Jeszcze będą na ten temat dyskutować. Zapytałam, czy nie lepiej żebym dostała 1 drugiego dnia, a resztę jeśli przeżyje, zamrozić w 5 dniu. Ale kobieta z którą rozmawiałam stwierdziła, że może powtórzyć się sytuacja z pierwszego podejścia, zarodek zostanie podany a się nie przyjmie (możliwe że tamten się zatrzymał w rozwoju będąc w macicy) i wtedy stracę podejście.

No cóż, nie zostaje mi nic innego niż czekać na wiadomości z laboratorium …. 

Punkcja nr 3 OMG…

Powoli dochodzę do siebie… Najbardziej bolesna że wszystkich punkcji, ale to głównie wina lekarza który się kręcił i wiercil podczas pobierania jajeczek zapominając, że ten przyrząd jest w mojej macicy… Był to ten sam lekarz u którego byłam na pierwszej kontroli w tym podejściu. Nawet jak robi ultralyd to nie jest delikatny .. Więc podsumowując – 8 na 10. 

cof

Punkcje wytrzymalam i myślałam, że już będzie z górki. Niestety, dość mocno krwawiłam i mocno bolał mnie brzuch, ledwo stałam na nogach i byłam biała jak ściana. Chciałam jak najszybciej do domu. 

Niestety po dotarciu do domu wcale nie było lepiej mimo przyjęcia środków przeciwbólowych  do tego jeszcze było mi nie dobrze i wymiotowałam. Przespałam się trochę  zjadłam i nudności przeszły, brzuch nadal obolały nawet jak się nie ruszam..

Najlepsze z tego wszystkiego jest, że mamy 12 jajeczek. Jutro będą dzwonić z informacją ile się zapłodniło. 

 

Podejście nr. 3 kontrola nr 2

Sama nie wiem od czego zacząć tego posta… Może od najważniejszego- punkcja w sobotę. Trafił się lekarz u którego już kiedyś byłam, ale wtedy on był na przyuczaniu więc zakładam że jest dość nowy. Przynajmniej poświęcił mi trochę więcej czasu niż inni (szkoda tylko że jego norweski dość mocno kulał). Odnośnie wcześniejszych prób, nie potrafił wytłumaczyć gdzie może być problem. Powiedział, że takie przypadki są rzadko. Odnośnie zmiany leku, stwierdził, że te leki mało się od siebie różnią. To akurat dziwne stwierdzenie bo menopur jest zupełnie innym lekiem niż gonal f czy puregon. Po wizycie u niego trafiłam do pielęgniarki, która zaproponowała rozmowę z kimś z laboratorium  Oczywiście się zgodziłam. Znowu z językiem był problem, ale coś tam się dowiedziałam przynajmniej. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie dlaczego przy pierwszej próbie zarodki nie przeżyły rozmrażania, powiedział tylko że to się zdarza.  Co do drugiego podejścia, zarodki przestały się dalej poprawnie dzielić po 3 dobie. Zapytałam więc czy się spotkał z takim przypadkiem, odpowiedział, że tak, że to się niestety zdarza. Zapytałam czy może być coś nie tak z fragmentacją po 3 dniu, nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie. Mam wrażenie, że Ci w laboratorium nie mają za dużego doświadczenia .. 

Plan odnośnie tego podejścia jest taki, żeby transfer zrobić jak najwcześniej  nawet już 2 dniowych bo w Riks twierdzą że do 5 dnia nie ma co trzymać bo może się okazać że w macicy dadzą radę a poza już nie. Nie bardzo jestem za tym, ale tutaj wychodzi na to że w tej kwestii nie ma z nimi dyskusji. Jedyne co można zrobić to podać 2. Tego lekarz odradzał, natomiast pielęgniarka była za i to zapisała w moich dokumentach. Nie zgodziła się również że stwierdzeniem lekarza, że menopur to to samo jak inne zastrzyki. I weź tu bądź człowieku mądry jak personel w Riks ma bardzo odmienne zdanie na tak ważne tematy. Wspomniałam również i lekarzowi i pielęgniarce o inkubatorze który przecież teraz testują w szpitalu, możliwe że moje zarodki tam wylądują.

btr

Podsumowując dzisiejszą wizytę – odniosłam wrażenie że lekarz był dość negatywny jeśli chodzi o powodzenie kolejnego podejścia w przeciwieństwie do Pana z laboratorium, który był dobrej myśli. 

Czyli w sobotę punkcja (wynik w krwi lekko podwyższony ale praktycznie nic nie odczuwam), dziś ovitrelle (wczoraj zaczęłam nowe opakowanie menopur…… Zuzylam z niego dosłownie kilka kropel bo brakowało mi z pierwszego opakowania) i zapewne transfer w poniedziałek lub wtorek jeśli oczywiście coś się będzie nadawało. 

A później najgorsze 2 tyg czekania….