Już po transferze. Ten sam Lekarz który robił punkcje. Tym razem było bezboleśnie.
Kilka jajeczek które podano było nie dojrzałych więc dlatego tylko 4 się zaplodnily.
Odnośnie jakości tych które dostałam – lekarz stwierdził, że są ładne, ale mają fragmentacje. Nie dowiedziałam się ile. Ale uważa, że to nic nie znaczy i szanse są duże.
A jednak dziś będzie transfer. I to do tego 2 zarodków, tak jak wczoraj proponowałam pani z laboratorium. 2 pozostałe będą hodować do blastocysty.
Wydaje mi się, że to najlepsze rozwiązanie. Może się przyjmą w macicy podane 2 dnia, a może rozwiną się z tych drugich blastocysty które nadadzą się do zamrożenia.
Dzwonili z laboratorium. Jajeczek było 11, 4 z nich się zaplodniło… Niewiele .. Mam nadzieję, że są za to dobrej jakości..
Co do transferu: chcą znowu czekać do 5 doby. Jeszcze będą na ten temat dyskutować. Zapytałam, czy nie lepiej żebym dostała 1 drugiego dnia, a resztę jeśli przeżyje, zamrozić w 5 dniu. Ale kobieta z którą rozmawiałam stwierdziła, że może powtórzyć się sytuacja z pierwszego podejścia, zarodek zostanie podany a się nie przyjmie (możliwe że tamten się zatrzymał w rozwoju będąc w macicy) i wtedy stracę podejście.
No cóż, nie zostaje mi nic innego niż czekać na wiadomości z laboratorium ….
Powoli dochodzę do siebie… Najbardziej bolesna że wszystkich punkcji, ale to głównie wina lekarza który się kręcił i wiercil podczas pobierania jajeczek zapominając, że ten przyrząd jest w mojej macicy… Był to ten sam lekarz u którego byłam na pierwszej kontroli w tym podejściu. Nawet jak robi ultralyd to nie jest delikatny .. Więc podsumowując – 8 na 10.
Punkcje wytrzymalam i myślałam, że już będzie z górki. Niestety, dość mocno krwawiłam i mocno bolał mnie brzuch, ledwo stałam na nogach i byłam biała jak ściana. Chciałam jak najszybciej do domu.
Niestety po dotarciu do domu wcale nie było lepiej mimo przyjęcia środków przeciwbólowych do tego jeszcze było mi nie dobrze i wymiotowałam. Przespałam się trochę zjadłam i nudności przeszły, brzuch nadal obolały nawet jak się nie ruszam..
Najlepsze z tego wszystkiego jest, że mamy 12 jajeczek. Jutro będą dzwonić z informacją ile się zapłodniło.
Sama nie wiem od czego zacząć tego posta… Może od najważniejszego- punkcja w sobotę. Trafił się lekarz u którego już kiedyś byłam, ale wtedy on był na przyuczaniu więc zakładam że jest dość nowy. Przynajmniej poświęcił mi trochę więcej czasu niż inni (szkoda tylko że jego norweski dość mocno kulał). Odnośnie wcześniejszych prób, nie potrafił wytłumaczyć gdzie może być problem. Powiedział, że takie przypadki są rzadko. Odnośnie zmiany leku, stwierdził, że te leki mało się od siebie różnią. To akurat dziwne stwierdzenie bo menopur jest zupełnie innym lekiem niż gonal f czy puregon. Po wizycie u niego trafiłam do pielęgniarki, która zaproponowała rozmowę z kimś z laboratorium Oczywiście się zgodziłam. Znowu z językiem był problem, ale coś tam się dowiedziałam przynajmniej. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie dlaczego przy pierwszej próbie zarodki nie przeżyły rozmrażania, powiedział tylko że to się zdarza. Co do drugiego podejścia, zarodki przestały się dalej poprawnie dzielić po 3 dobie. Zapytałam więc czy się spotkał z takim przypadkiem, odpowiedział, że tak, że to się niestety zdarza. Zapytałam czy może być coś nie tak z fragmentacją po 3 dniu, nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie. Mam wrażenie, że Ci w laboratorium nie mają za dużego doświadczenia ..
Plan odnośnie tego podejścia jest taki, żeby transfer zrobić jak najwcześniej nawet już 2 dniowych bo w Riks twierdzą że do 5 dnia nie ma co trzymać bo może się okazać że w macicy dadzą radę a poza już nie. Nie bardzo jestem za tym, ale tutaj wychodzi na to że w tej kwestii nie ma z nimi dyskusji. Jedyne co można zrobić to podać 2. Tego lekarz odradzał, natomiast pielęgniarka była za i to zapisała w moich dokumentach. Nie zgodziła się również że stwierdzeniem lekarza, że menopur to to samo jak inne zastrzyki. I weź tu bądź człowieku mądry jak personel w Riks ma bardzo odmienne zdanie na tak ważne tematy. Wspomniałam również i lekarzowi i pielęgniarce o inkubatorze który przecież teraz testują w szpitalu, możliwe że moje zarodki tam wylądują.
Podsumowując dzisiejszą wizytę – odniosłam wrażenie że lekarz był dość negatywny jeśli chodzi o powodzenie kolejnego podejścia w przeciwieństwie do Pana z laboratorium, który był dobrej myśli.
Czyli w sobotę punkcja (wynik w krwi lekko podwyższony ale praktycznie nic nie odczuwam), dziś ovitrelle (wczoraj zaczęłam nowe opakowanie menopur…… Zuzylam z niego dosłownie kilka kropel bo brakowało mi z pierwszego opakowania) i zapewne transfer w poniedziałek lub wtorek jeśli oczywiście coś się będzie nadawało.
Czy ja już wspominałam jak ja nie cierpię #Rikshospitalet? A dokładniej lekarzy tam pracujących. Trafił mi się lekarz, u którego już byłam kilka razy i jeden z dwóch, których najbardziej nie lubię . Znowu się nic nie dowiedziałam. Coś tam mruczal podczas badania, na pytanie czy wszystko w porzadku zapytał – a dlaczego ma nie być? A odnośnie ostatniego podejścia i tego co się stało po 3 dniu stwierdził, że to tylko ci w laboratorium wiedzą (ciekawe bo przecież ma mój journal przed sobą) i on nic nie wie… I do widzenia. Na moje kolejne pytania co dalej itd uzyskałam odpowiedź – ja już rozmowę skończyłem. Pięknie…. Jeszcze w lekach namieszal i latalam z apteki na górę i z powrotem jak głupia.
No cóż .. Chyba to już moja ostatnia próba w Riks. Coś mi się robi jak siedzę w tej poczekalni. Wszystko mnie tam drażni a najbardziej lekarze, którzy nigdy nie mają czasu.
Co do leków : dawka ta sama, za 2 dni czyli w czwartek kolejna kontrola …
Zastrzyki nie sprawiają mi problemu ale…. Pierwsze wymieszane leku nie poszło zgodnie z planem .. W opakowaniu była fiolka z proszkiem i 2 strzykawki z wodą sterylną. I tą wodę trzeba wstrzyknąć do tego proszku. Pierwsza strzykawka poszła bez problemu. Druga do pewnego momentu… W połowie (tak mi się przynajmniej wydaje, że to było w połowie) płyn zaczął wyciekać na zewnątrz .. Było tego trochę ale płyn się wymieszał z proszkiem tak jak powinien więc zrobiłam zastrzyk a na drugi dzień zadzwoniłam do pielęgniarki z pytaniem co z tym zrobić. Na szczęście to nic takiego, po prostu mam teraz trochę mniej leku.
A skutki uboczne? Dopiero 3 zastrzyk dziś był, jak narazie to 2 godz po 1 zastrzyku było mi bardzo nie dobrze, myślałam że zwymiotuję. Na drugi dzień też bylo mi trochę nie dobrze i nie miałam nawet ochoty na kawę. Ale bardzo uciążliwe to nie było. Dziś już było lepiej.
Przed wyjazdem do Polski zamówiłam swój Journal z Riks. Myślałam że się przyda na wizycie z Bocianie, ale doktor stwierdził, że to embriolog musiałby na to zerknąć.
Jednej rzeczy nie rozumiem. Co się stało po 3 dobie? Jest kilka możliwości. Albo za wolno się rozwijały, albo wogole, albo były za bardzo zdefragmentowane. Napewno nie obumarly, bo obserwowali je aż do 6 doby w laboratorium. Muszę o to spytać na kolejnej wizycie.
Powyżej opis z pierwszego podejścia. Podany został zarodek który miał 8 blastomerów i 10% fragmentacji. Czyli bardzo ładny. Kolejne 3 które zostały zamrożone to 1 z 20% fragmentacji i 2 z 30%. Te ostatnie to zapewne te które zostały zamrożone w jednej fiolce. Uważa się, że zarodek jest najlepszy gdy ma do 20% fragmentacji, ale to nie skreśla tych które mają jej troszeczkę więcej.
Poniżej opis z ostatniego podejścia.
oznor
W drugim podejściu były tylko 2 zarodki które były w miarę ładne, oba po 20% fragmentacji. Nie wiem tylko co się stało z nimi w 5 dobie.
Pierwszy protokół miałam długi, mniej jejeczek wyprodukowałam ale zarodków za to więcej ładnych. W kolejnym krótkim protokole miałam jajeczek bardzo dużo, co być może odbiło się na jakości zarodków.
Mam nadzieję, że menopur okaże się lekiem dla mnie. Podobno uzyskuje się mniej jajeczek ale lepszej jakości.
Najgorzej jeśli się okaże, że kariotypy nieprawidłowe albo występuje za duża fragmentacja zarodków z powodu słabych komórek jajowych…
Byłam dziś na nauce korzystania z menopur. Wcale nie takie trudne jak mi się to wydawalo. Dostalam od razu schemat i cala rozpiske. Mam zadzwonic jak dostane okres i zaczynam brax leki 2 dnia okresu. Dawka 125, a nie jak wczesniej mi mówiono 150.
Trafilam na wspaniala pielegniarke, która poswiecila mi naprawde duzo czasu i odpowiedziala na pytania od których lekarze zawsze sie wymigiwali. Przyznala mi rację, ze wiekszosc lekarzy w Riks nawet nie rozmawia z pacjentami i nigdy dla nich nie ma czasu. Ona sama jest teraz w ciazy dzieki ivf wiec napewno tez dlatego latwo jej się bylo postawic w mojej sytuacji.
Zapytałam ja, którzy pacjenci maja możliwość użycia inkubatora z kamerą do obserwowania zarodków (słyszałam od koleżanki która pochodziła do in vitro kilka tygodni temu że Riks ma taki sprzęt, dopiero go testują)- odpowiedziała że mój przypadek jak najbardziej się nadaje i mam o to prosić lekarzy na wizytach.
Wciąż czekam na wyniki kariotypu, mam nadzieję że dostaniemy odpowiedź zanim przystąpimy do kolejnego podejścia …